W awangardzie

Pięćdziesięcioletni twórca przeżywał fazę intensywnych poszukiwań i w każdym kolejnym utworze zaskakiwał innowacjami technicznymi. Przyjmowano je z dużym zainteresowaniem, bo Lutosławski komponował wtedy głównie na zamówienia festiwali – jak Biennale w Wenecji, Festiwal Muzyki Współczesnej w Zagrzebiu, Styryjska Jesień, albo cyklów poświęconych nowej muzyce – Nutida Musik w Sztokholmie, Das Neue Werk w Hamburgu.

Źródłem sensacji, jaką wzbudziły Gry weneckie, była technika ad libitum, nazwana aleatoryzmem kontrolowanym. Na długie lata stała się tak typowa dla stylu Lutosławskiego, że traktowano ją jak znak rozpoznawczy kompozytora; rychło znalazła też licznych naśladowców.

Partia chóru niezależna od orkiestry stanowiła zasadniczą nowość Trzech poematów Henri Michaux. Równoczesność gry bądź śpiewu zanotowanego tradycyjnie, czyli metrycznie, oraz aleatorycznie wymagała obecności dwóch dyrygentów: dla chóru i dla zespołu instrumentalnego. I wtedy, stanąwszy przed orkiestrą podczas prawykonania Poematów w Zagrzebiu, kompozytor zadebiutował przed publicznością, w roli dyrygenta (chórem kierował Slavko Zlatić).

W Kwartecie smyczkowym obfitość techniki ad libitum sprawiła, że zapis utworu w niczym nie przypominał tradycyjnej partytury. Preludiom i fudze Lutosławski nadał eksperymentalną formę, bo to dyrygent miał decydować o kolejności, a nawet o liczbie wykonywanych preludiów.

Publiczność na ogół bardzo przychylnie reagowała na kolejne utwory Lutosławskiego. Sympatycy awangardy z entuzjazmem przyjmowali kolejne nowości. I tylko niewielu wtajemniczonych wiedziało o tym, że jeszcze w okresie pracy nad Kwartetem smyczkowym, kompozytor zmuszony był reperować domowy budżet piosenkami tanecznymi, podpisując je pseudonimem Derwid.

Tę mało komfortową sytuację zmienić miały dopiero następne zamówienia, a przede wszystkim wzrost liczby wykonań, zauważalny w drugiej połowie lat sześćdziesiątych. Umożliwiło to Lutosławskiemu zdobycie pewnej niezależności finansowej, a w konsekwencji – czasu niezbędnego na pisanie takiej muzyki jaką uważał za swoją.